środa, 17 października 2012

Rozdział 4 + 5.


   Odwróciłam się, a za mną stała 5 chłopaków - One Direction. Czemu akurat tutaj musieli się wprowadzić? Kiedyś byłam wielką fanką, konkretnie Directioner. Yhm, jednak myślę, że to odeszło wraz z tą szczęśliwą i radosną 14-letnią dziewczynką.
-Cześć, my się chyba już poznaliśmy. Widzę, że będziemy sąsiadami; naprawdę chciałbym Cię przeprosić za tamten upadek, zamyśliłem się. -odezwał się Niall.
-Yhm, tak tak oczywiście. Wybacz, ŚPIESZĘ SIĘ. -odpowiedziałam na odczepnego.
Już miałam iść, gdy za rękę pociągnęła mnie Martyna: zrób mi z nimi zdjęcie, no pliis.
-Podobno tak się śpieszyłaś!
-Leeexi, Aleeex, Leeeeex. No nie daj się prosić!
-Czyli tak masz na imię. -uśmiechnął się blondyn.
-Nie, działam pod przykrywką; jestem szpiegiem. -odpowiedziałam ironicznie. Wyciągnęłam z Martyny torebki aparat, uwiesiłam go sobie na szyji..
-No dalej, rusz ten tyłek Curly. -Harry był pogrążony w rozmowie z Louisem? Jak mniemam, boże 4 lata a ja jeszcze pamiętam ich imiona; całkiem nieźle Lex, całkiem nieźle! Gdy nagle odwrócił się i dziwnie na mnie spojrzał.
-No co?
-Mówiłaś coś do mnie.
-Nie, nie mówiłam.
-Usłyszałem: Curly, tyłek.
-Przesłyszałeś się. -wywróciłam oczami.
Martyna ustawiła się oczywiście obok Harrego, ten zaś objął ją ramieniem i wyszczerzył do aparatu. Zrobiłam kilka zdjęć po czym wyłączyłam go.
-Możemy już iść? -ponaglałam Martynę, ona natomiast była pochłonięta rozmową z Hazzą. Nagle podszedł do mnie Niall.
-Cześć! -wyszczerzył się.
-Siemasz. -rzuciłam od niechcenia nawet na niego nie patrząc.
-Więc, nazywasz się Alex..
-Nie, już Ci mówiłam to moja przykrywka, jestem tajnym agentem. -odpowiedziałam, nadal nie racząc na niego spojrzeć.
-Okej, tajny agencie, więc..
-Nie rozumiesz, że nie chcę z Tobą po prostu gadać? Więc może się wreszcie zamkniesz?! -bezczelnie mu przerwałam. I wtedy zrobiłam coś, czego nie powinnam była robić; coś czego okropnie teraz żałuję. Spojrzałam w jego oczy. Zatraciłam się w tych błękitnych oczach. Nie tyle co zatraciłam, ponieważ one tak bardzo przypominały mi Jego. Znów zobaczyłam tego radosnego dzieciaka grającego w piłkę z bratem na podwórku. Wszędzie było błoto, ja sama byłam cała ubrudzona. Ale taka właśnie byłam, nie byłam idealna. Nagle zaczął padać deszcz. Zaczęliśmy się wygłupiać razem w Luk'iem i skakać po kałużach, ochlapując wszystko dookoła. Potem wskoczyłam mu na barana, biegał ze mną po całym podwórku krzycząc jak Tarzan. Wszystkie wspomnienia wróciły, od jednego spojrzenia w te jego pieprzone oczy. Ktoś mnie dotknął, a całe moje ciało ogarnęła fala ciepła. Tym kimś okazał się być nie kto inny jak Niall, potrząsnął mnie lekko..
-Ej, Leeeeeex? -O nie, tylko nie to.. przecież tylko Lukas ma prawo tak do mnie mówić! Curly też to robi, ale ona na to zasługuje, poza tym jest dziewczyną i nie ma oczu uderzająco podobnych do mojego brata. Poczułam coś mokrego na policzkach, czyżbym płakała? Czy ja właśnie okazuję przed kimś słabość?
-Nie masz prawa tak do mnie mówić, słyszysz?! Tylko Luke może tak do mnie mówić, więc nie nazywaj mnie tak! Wogóle najlepiej się do mnie nie odzywaj! -wykrzyczałam mu w twarz, po czym wybiegłam na ulicę. Nie zatrzymałam się na pasach, jak i również nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu. Usłyszałam pisk opon; uderzył we mnie, jednak nie straciłam przytomności. Poczułam duży ból w nadgarstku i prawej nodze. Dotknęłam skroni, po której cienką stróżką płynęła krew. Zerwałam się szybko na równe nogi, po czym uciekłam. Nie miałam pojęcia dokąd biegnę, 'przed siebie' to była moja jedyna myśl.
*perspektywa Curls*
-Kto to jest Luke? -wtrącił Louis. Zayn i Liam mu przytaknęli. Spojrzałam na Nialla i Harrego, oni też wydawali się zaciekawieni. Zaczęłam wiercić wzrokiem dziurę w podłodze. Podszedł do mnie Hazza:
-Jeśli nie chcesz, to nie mów. Chcieliśmy po prostu pomóc.. -powiedział po czym uśmiechnął się promiennie.
-Yhm, Lukas, tj. Luke to starszy brat Alex.. -powiedziałam.
-Ale czemu ona tak wybuchnęła przy tym powiedzeniu 'Leeeex'? I czemu jest jakaś taka w ogóle nie miła.. -zagadnął Liam.
-Zgadzam się, trochę tak dziwnie to wyszło. -dopowiedział Zayn.
-Eh, bo on ją... tak jakby zostawił. Wyjechał na studia do Stanów.. Ona bardzo to przeżyła, bo Luke był jej najbliższą osobą, autorytetem; zawsze z nim spędzała czas. Wiedziała, że u Niego zawsze ma wsparcie... -zaczęłam opowiadać. -No i potem wpadła w nałogi, z których ją wyciągnęłam; tak się zaprzyjaźniłyśmy. Gdy jesteśmy same, jest naprawdę świetną dziewczyną, może czasem za bardzo się wygłupia, ale poza tym jest wspaniale.
-Ale nadal nam nie powiedziałaś czemu jest taka wredna w stosunku do innych? -podpowiedział Niall.
-Nie rozumiesz? Chodzi o to, że boi się komukolwiek zaufać. Boi się, że prędzej czy później ktoś i tak ją zostawi..
-No a Ty?
-Ja? Ja jej pomogłam w najtrudniejszym momencie, mimo iż znałyśmy się dopiero rok. Nie zostawiłam jej po tym, gdy ona wyzywała mnie od najgorszych. Była wtedy pod wpływem narkotyków. Teraz ona sądzi, że musi mi to jakoś wynagrodzić; myśli, że jest mi to winna po tym wszystkim..
-Rozumiem, ale.. -Nialler nie dokończył, gdyż resztę zagłuszyło ostre hamowanie dochodzące z ulicy. Szybko zbiegłam na dół i zobaczyłam auto na środku drogi, wokół mnóstwo zaciekawionych przechodniów, a na samym środku drogi, wielką kałużę krwi. Na masce auta było sporej wielkości wgniecenie, natomiast szyba była cała posiatkowana. Zaczęłam płakać, ze łzami w oczach pytałam się każdego po kolei co się stało. Jednak ich odpowiedzi zagłuszał mi mój szloch, domyślałam się. Usiadłam na krawężniku, obok mnie usiadł Harry przytulił mnie.
-Hhhh... Harrry? C-c-co się stało? -szlochałam.
-Jakaś dziewczyna wpadła pod samochód, podobno uciekła o własnych siłach.
-To Lexi, jestem pewna, że to ona.. Ona zawsze ucieka, zawsze.
-Ćśśś, będzie dobrze mała.
*perspektywa Lexi, again*
Powoli zaczęło się ściemniać dotarłam na ławkę w jakimś parku. Usiadłam na niej i zaczęłam oglądać swoje rany. Bardzo mocno bolała mnie prawa noga, jak i również nadgarstek, zdaje mi się, że poczułam kość. Skrzywiłam się na samą myśl, dalej spojrzałam na brzuch, duże i głębokie rozcięcie znajdowało się na całej długości podbrzusza. Bluzka była rozdarta, więc urwałam kawałek i zawinęłam w nią nadgarstek, by go jakoś unieruchomić. Wyjęłam z tylnej kieszeni telefon, no tak rozwalony. Czemu tu się dziwić? A tak w ogóle, to gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła, panowała kompletna ciemność, także niczego konkretnego nie dostrzegłam. Delikatnie ułożyłam się na ławce i postanowiłam zdrzemnąć. Z tego całego bólu oczy nie mogły mi się zamknąć, po jakimś czasie wreszcie odpłynęłam.. jednak nie dane mi było długo pospać. Ktoś zaczął mną energicznie potrząsać. Leniwie otworzyłam oczy i ujrzałam jakiegoś kolesia w grzywce a'la Lou. Miał na sobie spodnie w kratkę jak od piżamy (wytyfy), bluzkę w paski i bordową bluzę. Zupełnie jak Louis, też się ubrać nie umie. -pomyślałam. Zaraz chwileczkę, przecież to jest Louis. Cholera, znaleźli mnie! Zerwałam się z ławki i próbowałam uciec, jednak po kilku metrach straciłam równowagę. Poczułam jak ktoś mnie łapie w pasie.
-Jeszcze uciekasz? W takim stanie? Zwariowałaś dziewczyno? Zabieram Cię do domu. -powiedział.
-Nigdzie nie idę, wolę tu już zostać. -protestowałam. Trzymał mnie jedną ręką, a drugą telefon.
-Ptaszek w klatce, wracamy do bazy.-zakomunikował, po czym się rozłączył. Moja mina zapewnie była nie do opisania.
-Nigdzie z Tobą nie idę! -krzyczałam.
-No cóż, chciałem po dobroci..-odpowiedział po czym wziął mnie na ręce. Okładałam go pięściami, ale krótko po tym nadgarstek dał o sobie znać i zrezygnowana odpuściłam. Wychodzę z założenia, że komicznie to wyglądało: chłopak, który nie umie się ubrać niósł przez pół miasta jakąś dziewczynę, która wyglądała jakby ją z kanału wyjęli. Boki zrywać. W każdym razie po ok. 25 minutach dotarliśmy pod szpital.
-Miałeś mnie zabrać do domu, a nie do jakiegoś pieprzonego szpitala! -wydzierałam się.
-Najpierw Ci opatrzą rany, zakrwawiłaś mi całą koszulkę.
-Tylko do tego się nadawała.-prychnęłam. Weszliśmy przez drzwi, odezwałam się pierwsza
-Bynajmniej postaw mnie na ziemi, bo mi jeszcze reputację zniszczysz.
Widziałam, że chciał coś powiedzieć, jednak bez słowa postawił mnie na ziemi i odwrócił się w stronę recepcji. Nagle poczułam się słabo, próbowałam się czegoś złapać ale na próżno. Po tym była tylko ciemność.


Rozdział 5.
  Otworzyłam oczy, poraziła mnie biel, więc szybko je zamknęłam. Cholera, zawsze się tak dzieje, gdy człowiek jest w szpitalu. Powoli otwierałam oczy mrużąc je. Wreszcie widziałam wszystko, za oknem było już ciemno. Wokół mnie było mnóstwo podpiętych urządzeń, bez namysłu zaczęłam je wszystkie odpinać. Na krześle zobaczyłam jakąś torbę, wzięłam ją do ręki i wyjęłam dresy i bluzkę jakie się tam znajdowały. Z korytarza słyszałam kawałki rozmowy.
-Ona musi się ............. umrzeć.
-Ćśś, ........ dobrze.
-Tak, będzie............. umrze, spokojnie.
Pierdolę, wspaniale! Jeszcze moją śmierć planują. Otworzyłam drzwi z lekkim skrzypnięciem i wychyliłam głowę, okazało się że właścicielami owych głosów była Martyna i przygłupy. Zamurowało mnie, Curly?! To nie możliwe, ale tak w ogóle to oni tu?! Przemknęłam korytarzem i odnalazłam windę, wsiadłam do niej. Zjechałam 2 piętra po czym ktoś wsiadł.
-Alex?!
-Boże czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha?

* NUDA. NUDA. NUDA.
* o i jeszcze NUDA.
* tajemnice z tym ostatnim dialogiem xd.
* kolejny rozdział w tyg :3

2 komentarze:

  1. Jej !!!
    Mój bosh ile akcji :)
    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba Cię coś popierdoliło kobieto jeśli twierdzisz że nuda :D W tym rozdziale się tyyyyyyyyle dzieje :D Lubię To :D
    Daaaawaj szybko next :D

    OdpowiedzUsuń